FacebookInstagram

Welcome to the bark side

  • Główna
  • Natalia
  • Peppa
  • Współpraca
  • Kontakt


Właśnie kończy się lipiec.
Kto by myślał, że połowa wakacji już za nami? Tak to prawda... przykra prawda!

A dopiero co były moje urodziny (mam nadzieję, że zdążyłam podziękować wszystkim, którzy umilili mi ten dzień życzeniami), a teraz mamy już ostatnią sobotę miesiąca, czyli starym zwyczajem czas na podsumowanie. Tym razem lipca.

Co się działo w lipcu? 
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie jednym słowem, ale chyba najbardziej nasuwa mi się na myśl fakt, że miałam urodziny. Niespecjalnie lubię przyznawać się do takich rzeczy publicznie, bo czuję się wtedy, jakbym wymuszała od was życzenia. No cóż, każdy ma jakieś dziwne cechy. 

Ale w te urodziny miałam okazję nieźle się zabawić, zwłaszcza że spędziłam je tak jak chciałam. Ja, Pepson i moje dwie przyjaciółki wraz ze swoimi psami (co Pepin przyjął bardzo dobrze, zważywszy na to, że jedna z dziewczyn nie ma psa, a suczkę, co kompletnie nie przeszkodziło im w kontaktach towarzyskich). Co prawda nie nad jeziorem, bo psy raczej nie są tam mile widziane, ale wypad do McDonalda (w tym miejscu warto wspomnieć, że Peppa jako jedyna nie prosiła o jedzenie, a siedziała grzecznie czekając na moją łaskę) i do parku też mi (i mam nadzieję, że dziewczynom też) się podobał. Szczególnie z racji, że mogłam spędzić ten dzień z moim psem, trenując w rozproszeniach, co kompletnie nie było dla niej przeszkodą.
Właściwie to już prawie odkryłam w czym leży problem, jeśli chodzi o stosunki mojego psa z pobratymcami (jak wiecie, albo i nie zmagamy się z problemem agresji do innych psów, znaczy agresywny jest Pepin). Tak naprawdę to mogłabym się tym z wami podzielić, ale nie chcę zapeszać, póki nie wiem na sto procent. Także o tym kiedy indziej. 

Poza tym... w lipcu raczej ograniczyłyśmy treningi (czasami lepszą opcją jest minimalna liczba treningów i zastosowanie wiedzy w praktyce, przynajmniej u nas), więc nie oczekujcie jakiś rozbudowanych wypowiedzi na ten temat. W tym miesiącu powiedziałam "stop" trenowaniu noseworku, co robiłyśmy raz na ruski rok (po ludzku: już nie trenujemy tego sportu, bo to nie miało sensu, ze względu na brak systematyczności treningów i pomysłu na nie). Skupiamy się teraz tylko i wyłącznie na agility. Znaczy jeśli chodzi o psie sporty, oczywiście, bo w życiu mamy trochę inne priorytety...

Bark Side
Tutaj chyba powinnam na wstępie wspomnieć o naszym Instagramie, gdzie na chwilę obecną mamy już ponad dwieście dwadzieścia obserwujących, co jest sporym osiągnięciem, patrząc na to, że na początku miesiąca nie było ich nawet dwustu.
Poza tym od kilku dni korzystam z różnych zestawów hasztagów i jestem ciekawa efektów (a zachęcił mnie do tego temat tzw. showbanów i niechęci ich otrzymania). Z czasem mam zamysł tworzyć ich coraz więcej, podglądając czego używają inni psi blogerzy.

Co do bloga...
Myślę że dostał on szansę na rozwinięcie skrzydeł, dzięki grupie Dogfluence, gdzie mam przyjemność należeć i zagłębiać tajniki psiej blogosfery. Na tyle mnie to zafascynowało, że właśnie obok mnie leży pewien brulion, gdzie spisuję bezcenne rady członków wyżej wymienionej grupy. I staram się wprowadzać w życie, rzecz jasna.
Oprócz tego spisałam sobie osiem blogowych celów, aby mój wysiłek nie szedł na marne.

Lipcowe zakupy
Chwilę się zastanawiałam, czy aby na pewno jest sens tworzenia tego nagłówka, ale w sumie zdecydowałam, że zawsze "chwaliłam" się co udało mi się upolować i jako tako sprawiało mi to przyjemność, zatem i tym razem mogę sobie na to pozwolić. 

Ludzkie
Obecnie mamy wakacje, a po wakacjach mamy rok szkolny, prawda? Może to nie docierać do waszej świadomości, bo w końcu jeszcze kupę czasu, zanim znowu stawimy się w szkolnych progach i chyba tylko nienormalni ludzie wspominają o szkole podczas tych sielskich dwóch miesięcy, ale chcąc być wiarygodna powinnam o tym wspomnieć. 
Mam już wszystkie zeszyty do siódmej klasy, wyłączając te do polskiego. Chyba trochę zaszalałam, ale skoro promocję ruszyły już teraz to chyba nie jest grzech?

A na tym pamiętnym wypadzie do miasta, o którym było tak głośno na naszym Instagramie wzbogaciłam swój pokój o dwie nowe poduszki, dwa sztuczne sukulenty i nową śniadaniówkę. Pojemnik jest chyba naprawdę dość sporych rozmiarów, skoro - jak stwierdziła moja mama - "zajmie mi pół plecaka". Z mojego punktu widzenia stwierdzam, że po prostu nie zmieści się do tej samej kieszonki w plecaku, do której pakowałam poprzednią śniadaniówkę i tyle. 

Poza tym moja biblioteka powiększyła się o dwie książki (z tego co pamiętam). Oczywiście dwa tomy z serii "Zwiadowcy", którą klepie od początku kwietnia. 
Tutaj mogę też zaznaczyć, z racji że jest to podsumowanie miesiąca, że w lipcu udało mi się przeczytać nieco ponad 2100 stron, czyli trzymałam się postanowienia, które nakazywało mi, abym nie zamieniła książek na telefon (swoją drogą może w kolejnych podsumowaniach miesięcy powinnam zahaczyć o zakładkę "czytelnictwo"?). Chociaż przyznaję, że podczas tych dwóch miesięcy wolnego trochę więcej z niego korzystam. Uznajmy, że to wina tego miejsca w sieci dla psich blogerów. Jakieś wątpliwości?
Psie
Mój pies się w tym miesiącu nieźle dorobił. Jego garderoba wzbogaciła się o nową, trzymetrową smycz z Pracowni Pupilove (możecie zobaczyć ją na zdjęciu kilka akapitów wyżej), którą wygrałyśmy w konkursie oraz o nowe szelki, które były moim prezentem urodzinowym od dziewczyn. Tym razem były to quardy (swoją drogą to polecam wszystkim obejrzeć ten filmik na temat tego rodzaju szelek), więc chcąc nie chcąc będzie to dla nas nowe doświadczenie. 

⇊

Być może zauważyliście, że tę Summa Summarum (tutaj zobaczysz pozostałe posty z tej serii) jest nieco krótsze niż inne wpisy tego typu, ale jest to spowodowane tym, że brakuje nam tutaj co najmniej dwóch zakładek: wpisów godnych uwagi i wzmianki o moim Bullet Journal.

Dlaczego?
Jeżeli chodzi o to pierwsze to sęk w tym, że w tym miesiącu - według mnie - w internecie nie pojawiło się zbyt wiele interesujących treści, nie wspominając już o tych typowo psich.
Natomiast z prowadzenia BuJo zrezygnowałam, ale mam nadzieję, że tylko na czas wakacji, które nie wymagają ode mnie takiej ilości planowania, jak podczas roku szkolnego.

⇊

Lipiec to chyba jeden z tych miesięcy, który spędziłam najlepiej w ciągu tego roku, ale to chyba logiczne, skoro mamy wakacje. Po prostu wszystko robiłyśmy na luzie, na spokojnie, bez przymusu. Podobał mi się ten miesiąc, nie ukrywam. 
Mam nadzieję, że sierpień nie będzie gorszy.
brak komentarze

Mój pies to świetne zwierzę, umie podawać łapę, przybiegać na zawołanie, do tego jest taki... no inteligentny. I nie wygląda najgorzej... a to już coś! 
Tak, można tak powiedzieć, ale kiedy przedstawiasz swojego psa, nie zapomnij dodać, że oprócz bycia pieskiem sukcesu twój zwierz ma też swoje wady. 
Serio, twój pies ma wady. Ja nie zmyślam. 

Dobra, ale robię się trochę za ostra. Kiepski byłby ze mnie nauczyciel, nie wątpię. 
W sumie nigdy nie ciągnęło mnie do tego zawodu, chociaż w czasach przedszkolnych interesowała mnie fucha opiekunki w tamtych stronach (większość ludzi, jakich znam, w wieku czterech lat miała takie ambicje). Całe szczęście w porę się skapnęłam, że to wszystko ma też ciemne strony, tak jak podcieranie tyłka i uciszanie dzieci.
Wszystko ma swoje wady, twój pies również, jak już zdążyłam wspomnieć i zdążę wypominać, przez cały ten post. 

Tak więc, szykuj się na odrobinę narzekania, trochę prawdy i kilka ładnych zdjęć (wysoka samoocena przede wszystkim) w jednym. 
To znaczy: przejdźmy do konkretów (och, jaka ja się konkretna ostatnio zrobiłam i tak łatwo przechodzę do rzeczy - żarcik, chcielibyście)... 

A tak całkiem, całkiem serio... 

Dlaczego piszę ten post? 

Myślę, że warto zwrócić uwagę na dostrzeganie wad swojego psa, w końcu oprócz warstwy lukru, w twoim pupilu musi drzemać odrobina kwasu. Poza tym, w społeczeństwie psiarzy, umiejętność wykrywania złych cech swojego podopiecznego jest na wagę złota. 
W końcu nikt chyba nie jest wielbicielem pań z yorkami, krzyczącymi na twoją prośbę o trzymanie psa (co z pewnością mogłoby umniejszyć wizerunek tej miłej pani, albo - co gorsza - jej pieska): „ale on jest malutki, on nic nie zrobi”, prawda?
Pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie: prawda. I na ten problem chcę zwrócić uwagę w dzisiejszym wpisie...

I wierzę, że ten tekst może pomoże jakiejś zabłąkanej osóbce, chociaż osobiście wierzę, że nasi obserwatorzy są wolni od takich toksycznych nawyków. 
A nawet jeśli... to mam nadzieję, że uda Ci się to zwalczyć. 
Masz moje wsparcie. Jak coś to, jasne, pisz. 

Czaicie, że WSZYSTKIE zdjęcia w tym wpisie były poddane obróbce? Co sądzicie? Jak wrażenia?
Kiedy wyposażasz się w psa, spada na ciebie wielki obowiązek (założę się, że większość ludzkości zdążyła Ci to już oznajmić po dziesięć razy od osoby, chyba że pies był decyzją spontaniczną). 
Powinieneś psa wychować (celowo użyłam czasownika „powinieneś”, bo rozkazać Ci nie mogę), żeby umiał zachować się w danych sytacjach, opanował conajmniej podstawowe komendy, nie załatwiał swoich potrzeb w domu, nie gonił kota i tak w nieskończoność. To cię oświeciłam, co? 

Dobra, ale w każdej pracy zdarzają się upadki i trzeba się z tym liczyć. A skutkami tych upadków są wady twojego psa. To naturalne i założę się, że i Ty w pracy ze swoim psem wpadłeś w kilka tych dołków. A jeszcze lepiej, jeżeli umiesz się do tego przyznać przed ludzkością (co zawsze się bardzo przydaje, a czasami jest kluczem w relacji z innym psem, człowiekiem itp.) i dążyć do poprawy. A jest to trudne. 

⇊

Moją największą zmorą, moim największym obecnie utrapieniem, jeśli chodzi o charakter Pepina jest fakt, że nie zna ona zasad savoir-vivre'u, przy pobratymcach. 
Wiem, że to jest moja wina (w tym miejscu chciałabym dodać tylko jedno: obwinianie siebie nic Ci nie da, ale mimo wszystko powinieneś mieć świadomość co lub kto, jest przyczyną zachowania twojego psa), to przeze mnie mamy problem i próbujemy to zmienić. Tak, niby mogłabym zrobić to szybciej, zgłosić się do specjalisty, ale...  
Mimo wszystko, mimo tego w jakim etapie naprawiania swoich błędów jesteśmy, myślę że warto powiadomić ludzi, że przykładowo, Peppa nie jest takim słodkim (ach, nienawidzę kiedy ktokolwiek - a już napewno nie dzieci - nazywa w ten sposób psa), futrzanym stworkiem, z uroczo wysuniętymi ząbkami, na jakiego wygląda. 

Przez moje życie przewinęło się już setki butów... od „najeczek” po zwykłe trampki. Te drugie są dużo lepsze! 
I warto zapobiegać (czasami się nie da, ale jak wiecie są takie sytuacje, kiedy można ustalić co zrobi pies). I zastanawiać się dziesięć razy, zanim na cokolwiek pozwolimy psu, przewidując jego zachowania, na podstawie tego co w nim nagorsze (czyli wad). 
Och, kurcze tak, warto... 

Owszem, jak się możecie domyślać, jest to moment na krótką (naprawde krótką!) historyjkę. Do tego dość nieprzyjemną dla mnie. Większość ludzi nie lubi przyznawać się do swoich błędów, ja jestem w tej grupie, aczkolwiek ta opowieść jest szczególnie nieprzyjemna. 
Zatem, czas na stare jak świat...

A było to tak...
Czekałam sobie z Pepinem na moją przyjaciółkę, koło wejścia do jej klatki. Odwróciłam się w lewą stronę, kątem oka widzę jakiegoś staruszka, pytającego czy ten kudłaty stwor koło mnie, jest pekińczykiem. Podeszłam, jak prosił (chciał pogłaskać Pepina) i odpowiedziałam grzecznie i zgodnie z prawdą, że „nie, jest to kundelek”. Pan stwierdził, a raczej spytał, czy może go pogłaskać. „Zawsze nie było z tym problemu, mój pies jest dość towarzyski” - pomyślałam i pozwoliłam na kontakt faceta z Peppą.

Na początku mój pies trochę się bał (kolejne „brawo ja” dla mnie, za to że zlekceważyłam sygnały jakie dawał mi Pepson, aczkolwiek nie lubię narzekać na swoje błędy, jakie popełniłam KIEDYŚ, więc przejdźmy do dalszej części dzisiejszej opowieści), ale po chwili stwierdził, że położy się na plecach (ten sygnał za to odczytałam już prawidłowo i po chwili starszy pan zbliżał już rękę w kierunku brzucha mojego psa). Kiedy ręka mężczyzny była już na tyle blisko, Pep postanowił, że to była przynęta i... że warto dać panu nauczkę, za to że - wstawcie tutaj sobie co chcecie, tego sygnału też nie umiem prawidłowo odczytać - w postaci buziaczka, z zębami.

Dla mniej kumatych: gdyby pan nie miał refleksu, pewnie straciłby kilka palców, za sprawą niepozornych ząbków mojego psa, gdyż myślałam, że Pepin pala nienawiścią tylko w stosunku do innych psów. Jeden - zero dla was.

Pozytywy, pytacie (wychodzę z założenia, że warto je dostrzegać, zanim się przejdzie od negatywów)? 
Pepin nie pogwałcił prawa (uff... dzięki Bogu, chociaż pewnie gdyby ten pan postanowił się nie patyczkować i od razu z grubej rury, zgłosiłby sprawę na policję, to śmiesznie musiałoby wyglądać, gdyby sprawcą całego zajścia był taki niepozorny piesek) i staruszek wrócił do domu ze wszystkimi dwudziestoma palcami. Chyba, że nie wrócił, albo w drodze napadł go jakiś inny kundel - nie wnikam. Ano i kolejny powód do uciechy: mimo wieku, pan jest w niezłej formie, skoro udało mu się uniknąć ataku.

Na zdjęciu widzicie obrożę z recenzji, jaka jest najbardziej popularnym wpisem na blogu. To jest ten wpis.
Śmieszki, heheszki, ale tak serio... 
Nie zawsze da się przewidzieć daną sytuację, ale warto wyciągać z niej wnioski (moje wstawię na Stories, na naszym profilu, na Instagramie, jeśli w końcu je wyciągnę - nie ma to jak świecić przykładem). W końcu każdy upadek powinien skłonić nas do refleksji, ładnie mówiąc.
Dlatego mam dla ciebie zadanie... 

⇊

Prowadzisz BuJo (ja w wakacje zrezygnowałam, bo wówczas na mój brak zorganizowania nie pomaga nawet poczciwy zeszyt)? Nie? Nic nie szkodzi, weź zwykłą kartkę, albo zeszyt, długopis i „coś kolorowego”, jak czasami wyrażają się nauczyciele (osobiście jestem fanką tych żelowych i nie mogę bez nich żyć, w wakacje jestem na odwyku).  
Rozpisz sobie wady swojego psa (wciel się w zaciekłego pesymistę, pocieszaj się tym, że później - trzymam za to kciuki - te wady zniknął) i podkreśl te z którymi żyje Ci się najciężej. 
Jak myślisz, dlaczego pies tak robi? Jak możesz nad tym popracować? 

Rozrysuj plan działania i działaj, z „never give up” na twarzy. 
Masz moje wsparcie, jak zdążyłam już wspomnieć. 
2 komentarze

Dosłownie, ale myślę że to już wiesz. Wiadomo, że nie znajdziesz dwóch takich samych charakterów, chociaż mogą one być do siebie podobne. 
Są psy bardziej podatne na wiedzę, energiczne, zsocjalizowane, ciekawskie, problemowe i tak w nieskończoność. Ale z każdym z takich psów, niewątpliwie da się pracować. 
Tak, trzeba się tylko nauczyć, że efekty nie są widoczne od razu. I może to nie Ty jesteś tym najlepszym nauczycielem, przynajmniej do czasu. Może twój pies, akurat jest takim przypadkiem, że twoje aktualne metody wychowawcze nie działają? 
Ja chyba już trochę opanowałam tę sztukę władania rozumem, przy psie. Możliwe. 

⇊

Inaczej pracuje się ze szczeniakiem, inaczej z dorosłym, starszym czy też schorowanym psem. Nie znaczy to jednak, że jakiś z tych typów jest gorszy, bo nie wiem... ma problem z przywołaniem? Jeśli nie umiesz tego zrobić, zostaw to innym. Nie skreślaj swojego psa, jeżeli, twoim zdaniem, jest on niewyuczalny i jakiś tam jeszcze, na „nie”. Nie jest. 
To tylko twoje widzimisię. I brak cierpliwości, chęci, kreatywności... do wyboru, do koloru. 

Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że istnieją takie szczeniaki, których właściciele dziwnie prędko tracą uśmiech na twarzy, ale i dorosłe psy, jakich właściciele nie mogą się nadziwić ich sukcesami. 
Starsze psy też niczego sobie i kompletnie nie czaję, dlaczego większość ludzi określa je jako odpowiedniki dla osób, również w podeszłym wieku. 
Starszyzna również może (oczywiście to zależy od sytuacji) wystąpić w zawodach i zrobić debiut we freestyle’u (moje marzenie). Z czasem, jednak jeśli samopoczucie twojej psiny będzie podupadać, odpuść - wiadomo. 

Przejdźmy, jednak do konkretów. 

Sielsko, wiejsko... bardzo fajnie. 

Pierwsza sprawa
Przez takie stereotypowe zachowania - tu pozwolę sobie przybliżyć sytuację schronisk - najczęściej psi seniorzy (to jest jak najbardziej celowy przykład!) tracą domy. I siedzą sobie tak za kratkami, jak w więzieniu, w sumie za nic. Ale dobra, koniec rozwodzenia się, bo sama tego nie lubię i unikam (bardzo denerwuje mnie branie ludzi na litość, w schroniskach i zbezczeszczenie #NieKupujAdoptuj przez takie też wpisy, ale o tym innym razem). 
Ale tacy psi seniorzy, powracając do tematu, tracą szansę na godne mieszkanie, bo - z pewnością słyszeliście - wyrobił się taki mit, że takie psy są „gorsze”. 
Dlaczego? Ano dlatego, że mogą (kładę nacisk na słowo „mogą”, bo mogą a nie muszą) mieć jakieś problemy, zwłaszcza zdrowotne. I taki typowy Janusz myśli sobie, że co on będzie z tym psem robił? 
Pewnie trzeba będzie mu pieluchy zmieniać,  do tego płacić fortunę za leki (to akurat się czasem zdarza, ale wtedy przy decyzji o psie, raczej o tym wiemy i decyzja o psie zapada, względem naszych możliwości), a i tak zaraz „zdechnie” (o zgrozo, tylko nie „zdechnie”!). To hajs w błoto - mógłby tenże typ człowieka pomyśleć. 

Ach, wiem! Przecież takie psy mogą też być „bardziej szpetne”, bo są po przejściach (przypominam, że młodsze pieski też mogą być po przejściach i to jeszcze bardziej dobitnych). Co Wy, nie wiecie, że wygląd jest najważniejszy?
Smutne, nie? 

Tak, bardzo. Ten przykład, jak już zdążyłam wspomnieć, a Ty pewnie zauważyć, był celowy. Nie bez powodu posłużyłam się osobą starszego psa. 
Myślę, że wszyscy wiemy, że to takie psy najczęściej nie mają brania, bo ponoć szczeniaka to można od razu, na czystej karcie, wszystkiego nauczyć, a te starsze burki to już raczej nie. 

Ostatnio preferujemy obroże. Aktualnie mamy ich trzy. 

Druga sprawa
Oczywiście, zdarzają się wyjątki. 
Wiadomo, że mogą być (i często przeważają) takie przypadki, że szczeniak jest łatwiejszym towarem do nauki. Często dzieje się tak, jeśli jest on z dobrej hodowli, nie po przejściach. Kiedy bierzemy psa z porządnej hodowli, znając miot, rzeczywiście może być nam o wiele łatwiej. Znamy wówczas charakter psa, predyspozycje (przynajmniej częściowo) i możemy się do niego dopasować. 

Nie znaczy, to jednak że w schronisku takiej opcji nie ma, chociaż przyznam rację, że takie sytuacje zdarzają się dość rzadko. Znaczy no, najczęściej nie poznasz rodziców, dziada pradziada i tak dalej, ale na podstawie danych, jakimi dysponuje schronisko będzie można stwierdzić podstawowe, potrzebne Ci informacje. 

Nie martw się, jeśli trafisz na złego hodowcę, również po czasie będziesz czuł się, że kupiłeś psa na loterii (mimo, że na loterii kupuje się kupony, a nie nagrody, ale w tym przypadku możesz sobie wygrać utrapienie i dodatkową robotę, niekiedy). 

Trzecia sprawa
Ostatnio wdrążyłam w sobie syndrom, że „jakie to szczęście, że Pepin tak nie robi” i z perspektywy czasu widzę, że to nie było takie świetne uczucie, usłyszeć takie słowa z ust przemądrzałej trzynastolatki, która gada takie rzeczy, na widok jakiegoś uciążliwego, w danym temacie psa. 

Wcielcie się w rolę takiej mojej przyjaciółki, kiedy słyszysz takie słowa. Serio, ja gdybym była O, roztrzaskałabym mnie w drobny mak. 
Poza tym, O, widzę ten twój uśmiech triumfu na twarzy. 

Nie chcę już tak mówić, bo nie znam sytuacji tego psa i moim zdaniem, wróć - teraz moim zdaniem, jest to takie ocenianie w ciemno. Szkoda, że nie pomyślałam o tym wcześniej, ale jak to mówią, mądrzejsi stajemy się już po fakcie. 

Dwie uśmiechnięte mordy pozdrawiają!

Z każdym psem pracuje się inaczej, jak już zdążyłam powiedzieć dziesięć tysięcy pięćset milionów razy wcześniej.  
Dla mnie kluczem, żeby to ogarnąć była praca z innym psem. Dla niego kluczem, żeby wiedzieć o co chodzi w danej komendzie może być inny sposób, niż ten jaki jest oczywisty dla mnie. 

Wystarczy ruszyć głową, ewentualnie puknąć się zdrowo, w nią kilka razy. Poszukać innego rozwiązania i działać. 
Z twojej obecnej perspektywy może wydawać się to proste, ale - nie pocieszając cię - powiem, że to może być stek bzdur. 
brak komentarze

Niekiedy mówi się, że „pies to najlepszy przyjaciel człowieka”. Z pewnością słyszałeś to hasło niejednokrotnie. Moim zdaniem, jednak przyjaźń, jaką darzy nas pies jest nieco innym uczuciem, niż jej ludzki odpowiednik. 
I postanowiłam napisać o tym nieco więcej. 

Kiedyś wmawiałam sobie, że do szczęścia potrzeba mi tylko dwóch psów. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to całkiem zwykła wypowiedź najnormalniejszej trzynastolatki (a nią stanę się dopiero 13 lipca). Ale z biegiem czasu zaczęłam wątpić w jej prostotę. 

Ale o co właściwie chodzi, bo przecież nie musicie od razu zrozumieć moich aluzji? Zacznijmy od tej psiej części tego też zdania (poddaje się jego analizie, jak na polskim, a wiedzcie że nie przepadam za tematami tego typu): czy nie myślicie, prędzej czy później, domagałabym się kontaktu z ludźmi? Jasne, że tak by było. 
A wiecie dlaczego mogłam zacząć tak mówić? Bo jeszcze nigdy takiego czegoś nie doświadczyłam. Zawsze byłam otoczona ludźmi, czy tego chciałam czy nie. Chociażby dlatego, że jestem niepełnoletnia i w świetle prawa ktoś powinien się mną opiekować. 
Nigdy nie zostałam sama na tyle, żeby móc wnioskować, że mi kontaktu ludzkością brakuje. 

Przyjaźń z psem to jest taka jednostka, która jest zdecydowanie czymś innym, niż relacja z człowiekiem. 
Aby zbudować więź trzeba czasu, zupełnie jak przy tworzeniu znajomości ze człowiekiem. To fakt. Nie chodzi się skrótami - próbowałam, nie polecam. Trzeba dorosnąć, żeby pies stał się przyjacielem. 
Ostatnio zaczęłam rozumieć, że Peppa chyba naprawdę uznaje mnie za godnego sobie. W końcu, po tak długim czasie, mój pies podszedł do mnie i zaczął dostawać bzika. To znaczy zaczął chcieć się bawić, do czego nie mogłam go nakłonić, no długo... może wyczuła, że jeszcze nie jestem gotowa? 
Tym gestem pewnie chciała mi przekazać coś w stylu: „hej, widzę, że w końcu jesteś na tyle stuknięta co ja i trochę czaisz o co chodzi”. 
W tej relacji nie ma „ośmieszania się”.
Jesteś Ty i pies... Ty i twój (przyszły) najlepszy przyjaciel i towarzysz przygód. 

Ładna zieleninka (pomijając oczywiście psa), co? 
Jak to wyglądało u nas? 
Jak pewnie wiesz, albo i nie wiesz, kiedy Pepin do nas trafił (a była to niespodzianka), nie miałam najmniejszego pojęcia, jak zajmować się psem. Wiedziałam zapewne tylko, że ma głowę i nos. I można głaskać oraz trzeba się słuchać, bo pewnie wiecie (strzeżcie się!) - pieski gryzą! 
To prawda. Dałam sobie wejść na głowę, czego stopniowo zaczynałam żałować. Nie wiem, czy nie słuchałam uważnie tego co mówią starsi, ale ponoć „za błędy trzeba płacić”. Przekonałam się, że to prawda najprawdziwsza.

W końcu, w styczniu tego roku udało mi się zacząć prowadzić takie prawdziwe (jak na mnie) treningi. Zaczęłam robić z psem coś więcej niż perfidne ćwiczenie sztuczek z przerwami na frustrację, że nie umie czegoś tak prostego. 

Styczeń to był taki przełomowy moment. Zaczęłam bardziej obracać się w psim światku, szukając tam dla siebie miejsca. Znalazłam. Wiedzieliście, że jest coś takiego jak nosework, agility? Macie pojęcie, że z psami można trenować i zabierać je na zawody? 
Takie pytania moglibyście usłyszeć ode mnie jeszcze dwa lata temu. Mimo tej beztroskiej nieświadomości, w ciele jedenastoletniej buntowniczki, udało nam się wyłuskać jak najwięcej z tej relacji. 

Ale o jednym z większych błędów chciałabym się wypowiedzieć dłużej. 

Karanie psa nie wpływa na waszą przyjaźń 
Serio. 
Zacznijmy od tego, że karanie psa, w ogóle psa nie krzywdzi, jak kiedyś myślałam (dokładniej opisałam to tutaj). Mam tu na myśli, rzecz jasna, normalne sposoby (czyli na przykład: nie bicie). Pies nie będzie miał wam tego za złe. 
Przyjaźń z psem ma tę zaletę, że cobym nie robiła, Pepin i tak będzie chciał mnie uszczęśliwić. Zazwyczaj. Zatem jak już wspominałam - karanie psa jest procesem naturalnym w waszej relacji i nie można tego uniknąć, żeby pies wyszedł na ludzi (albo na psy), albo nie zszedł na psy. 

Sielska ta fotka, nie powiem. 
Na waszą przyjaźń nie wpływa co je pies, czy ma najdroższe szelki (chyba mu to bez różnicy, według mojego psa akcesoria jakie ma, bez względu na cenę to i tak wiocha), ortopedyczne legowisko i buciki... 
Najważniejsze jest (ale słodzę, nie do wiary!) żeby opierała się ona na zaufaniu. 
I powtarzam raz jeszcze - relacji z psem nie zbudujesz od razu, doprawdy. Potrzeba trochę czasu, żebyście stali się najlepszymi przyjaciółmi i przeżywali najpiękniejsze (i najgorsze) przygody razem. 

Przyjaźń z psem. Cudne to uczucie. 
brak komentarze
Nowsze Posty
Starsze Posty

CZEŚĆ!

CZEŚĆ!
Z tej strony Natalia i Peppa, czyli blogerka, książkoholiczka, miłośniczka fotografii, a przede wszystkim psiara i jej rudy pies. Jesteśmy dowodem, że nawet z kundelkiem da się osiągnąć wiele sukcesów oraz zyskać z niego świetnego kompana do odkrywania tajemnic codziennego życia!

INSTAGRAM

INSTAGRAM

NAJPOPULARNIEJSZE

  • Majowe Summa Summarum 2020 + polecajki
    Nieco męczące spacery wokół ciemnozielonych sosnowych igieł, po dłuższych i krótszych tatrzańskich szlakach, w towarzystwie kilkunastu znajo...
  • Październikowe Summa Summarum
    Październik. Z czym kojarzy wam się nazwa tego miesiąca? Wcielając się w pesymistycznego ducha, na myśl przychodzi mi jedynie deszcz, któ...
  • RECENZJA Trixie Dog Activity Clip Board - zabawka na inteligencje
    Ostatnia recenzja pojawiła się tutaj już jakiś czas temu, a mnie doszły słuchy, że znaczna część z was czeka na kolejną, więc oto ona....

SZUKAJ

KATEGORIE

#przemyślenia #summa summarum #podsumowania #praktyczny psiarz #cele #recenzje #blogowanie #polecajki #książki #kundelki #planowanie #podróż z psem #porozmawiajmy o... #problemy peppy #pytania czytelników #wady i zalety

ARCHIWUM

  • lipca 2020 (1)
  • czerwca 2020 (1)
  • kwietnia 2020 (2)
  • marca 2020 (2)
  • lutego 2020 (3)
  • stycznia 2020 (2)
  • grudnia 2019 (3)
  • listopada 2019 (4)
  • października 2019 (2)
  • września 2019 (4)
  • sierpnia 2019 (3)
  • lipca 2019 (4)
  • czerwca 2019 (5)
  • maja 2019 (4)
  • kwietnia 2019 (4)
  • marca 2019 (6)
  • lutego 2019 (5)
  • stycznia 2019 (4)
  • grudnia 2018 (4)
  • października 2018 (3)
  • lipca 2018 (1)
  • czerwca 2018 (2)

Created with by BeautyTemplates