FacebookInstagram

Welcome to the bark side

  • Główna
  • Natalia
  • Peppa
  • Współpraca
  • Kontakt
Nawet nie wiecie ile kosztowało mnie wybranie odpowiedniego miejsca na napis, na tym pstryku. 

Każdy ma swoje number one, jeżeli chodzi o swojego przyszłego kompana przygód. Takie psie Mount Everest. Jego osiągnięcie wymaga twardego stąpania po ziemi i upijania się marzeniami. A jaki jest mój psi ideał? O tym będzie w dzisiejszym wpisie.

Dawien dawna, czyli mocne półtorej roku temu - nie marzyłam o niczym innym niż o stadzie rozwydrzonych pekińczyków. Olaboga. Na szczęście mój kochany móżdżek, w porę porozumiał się ze mną i wspólnie doszliśmy do wniosku, że to jednak nie jest to. Ale ulga. Teraz za nic w świecie nie pokusiłabym się o podobne stwierdzenie. Za żadne skarby świata nie chciałabym ponownie zostać pekińczykową matką. Gdybyście podłożyli mi pod nos milon dolców, powiedziałabym to samo. Jak chcecie to możecie wypróbować. Jestem za.

Kiedyś, czyli już naprawdę dawien dawna psi ideał to był dla mnie schroniskowy burek. O byle charakterze. O byle kompetencjach. Najlepiej największa bieda w całym schronisku. Aby tylko pomóc. Teraz patrzę na to z nieco innej perspektywy i powiem szczerze, że z o wiele bardziej poprawnej. Nie możemy pomagać na siłę. Osobiście to źle czułabym się z faktem, iż jestem w posiadaniu psa, którego charakteru, genów i historii nie znam. Nie chciałabym was tutaj zniechęcać do schronisk, bo nie ma nic złego w (świadomym) pomaganiu.

A jeszcze dawniej, bo kiedy rzucałam na wiatr pierwsze słowa - pies to było stworzenie, w zupełności nie dla mnie. Trzymałam się kurczowo stwierdzenia, niczym zaciekła osa, że zwierz ten wymaga tysiąc dwieście piętnaście spacerów dziennie o zupełnie randomowych porach. Moim ideałem, były wówczas koty. Nadal je lubię, ale z pewnością wolałabym mieć psa. Kiedyś, mój mały móżdżek nie mógł pojąć, że gdy się sprząta po swoim psie - nie dotyka się tego co wydusił z siebie, w pełnej okazałości. Mądrym byłam dzieckiem, niech nie umknie to waszej uwadze.

Do rzeczy. Mój ideał psa powinien być idealnym kompanem do sportów. Nie tylko tych, akurat typowo psich. Moim marzeniem jest ćwiczenie dyscyplin takich jak frisbee, nosework oraz aglity. Ewentualnie obedience, chociaż w tym przypadku musiałabym zagłębić jeszcze tajniki tego sportu. Nie wspomniałam jeszcze, że moje psisko musi, dosłownie musi i nie widzę innej opcji - być zwierzem, lubiącym wodę ponad wszystko. Chciałabym uprawiać z nim głównie dyscypliny wodne. Zwierzę to powinno być średniej wielkości i w miarę zwartej, tęgiej budowy. Nie obce byłoby mu bowiem pędzenie z prędkością światła, przy moim rowerze oraz codzienne długie wędrówki po zielonym, niosącym za sobą, niesamowity zapach - lesie. Marzę o futrze długowłosym. Koniecznie chciałabym się wzbogacić o samca. Mam jakieś zboczenie co do psich osobników płci męskiej. I co zrobisz? Nic nie zrobisz. Mój pies powinien nie być lękliwy, a odważny niczym lwica, zaciekle broniąca swoich młodych. Nie chcę psa, który przestraszy się rudowłosej wiewiórki, zerkającej na niego z pod łba. Pies musi akceptować koty, bo od dziecka nieustannie marzę o posiadaniu kilku takowych, w moim domowym zaciszu. Chcę bestię, która będzie nieustępliwie dążyć do celu, bez względu na napotykane przeszkody. Zupełnie jak Peppa. Ma coś jednak, ten kundel z psiego ideału. Zwierz mój powinien być psem skupionym, bez względu na warunki, w których tkwimy - tylko na przewodniku. Marzę o zwierzęciu fotogenicznym, opanowanym i spokojnym. O dziecięciu, nad wymiar stonowanym, posiadającym jakże przydatną umiejętność wyciszania się w domowych warunkach i dawania z siebie wszystkiego na spacerach. Psisko moje powinno być zwierzęciem nadzwyczaj błyszczącym inteligencją. Futro powinno być merle. Koniecznie blue lub red merle. Chociaż jestem w stanie bezproblemowo zaakceptować, również psa o innej maści. Byle spełniał moje (zdecydowanie zbyt wygórowane) wymogi, co do charakteru.

Tym ideałem jest nikt inny niż przedstawiciel rady - Border Collie. Mój ukochany, wymarzony Border. Moje marzenie. Mam nadzieję, że kiedyś - w dalekiej przyszłości, lub nie przestanie być to moim marzeniem. Bo wcielę to w życie. Oby. Tego się trzymajmy.
brak komentarze
Na fotografii można zauważyć mój kochany Tombow, który jest naprawdę prześwietny! Poza tym na zdjęciu widoczny jest również mój zacny bujownik. Doskonale widać strukturę jego kartek. Podziwiajcie.

Styczeń miesiącem starań o jak najlepsze stopnie, chociaż w moim wykonaniu nie wyglądało to aż tak kolorowo. Tak, mam tutaj na myśli nieubłagane rozpoczęcie się drugiego semestru, decydującego o tym, czy będę mieć pasek na czterech literach, czy świadectwie (mam nadzieję, że będę miała chociaż to ostatnie). Poza tym minęła już praktycznie połowa Projektu 62, a ja nawet nie pamiętam jakie miałam cele. Czy ktoś tu mówił, że to on jest nieogarnięty? Niewątpliwie nie ma racji.

Standardowo post będzie podzielony na kilka kategorii, aby ułatwić wam i mi szukanie czegoś dla siebie. Styczniowe wpisy jako, iż jest to post pochodzący jeszcze ze stosunkowo świeżej serii, pozwolę sobie przypomnieć zaskakująco prostą zasadę, którą kieruje się przy zamieszczaniu tutaj linków do czyiś wypowiedzeń. Jest to bardzo proste. Notatka ma pochodzić ze stycznia. Nieważne jakiego roku, ważne że styczeń. Aha, pojawiły się tutaj też notatki z Sylwestra, ale myślę że mogę je dodać do tego wpisu z racji, iż pojawiły się w nocy z 31 grudnia na 1 styczeń. Taki wyjątkowy wyjątek.

Podsumowanie 2018  - jak się domyślacie jest to wpis podsumowujący ubiegłe 365 dni. Zdecydowanie podoba mi się czytelność i brak przedłużania, czego u mnie niezastaniecie. Sorry. Gustuję w tego typu notatkach, z resztą mówiłam, a raczej pisałam, wam o tym w poprzednim wpisie z serii - Summa Summarum. Lubię podsumowania, nie mniej jednak - lubię je pisać, co z resztą można bez problemu zauważyć. Z tego co widzę wy również nie pogardzicie czymś tego typu.
Kupogedon, foch starszyzny i gumowe laczki - czyli pierwszy tydzień ze szczeniakiem - założę się, że sama nazwa wzbudza w tobie, mój drogi czytelniku, tylko pozytywne emocję. Zapewniam, że po przeczytaniu owej notatki Vukowo - Riverowej matki, twój nastrój nie ulegnie zmianie. Zwłaszcza, gdy zastanawiasz się nad zakupem szczeniaka lub jesteś w posiadaniu takowego osobnika.
Bullet Journal - pułapka perfekcji - czytam każdy, naprawdę każdy wpis na temat bujo. Uwielbiam czytać czyjeś najróżniejsze w świecie poglądy, stąd też tak łatwo przychodzi mi pisanie przemyśleń. A wobec tego wpisu, z pewnością nie mogłam przejść obojętnie. I jak się najpewniej domyślasz, najdroższy psiarzu - nie uczyniłam tego. Zosia pokazuje, że bujo to nie tylko przyjaźń z tysiąc dwieście piętnastoma markerami (zupełnie jak u mnie, chociaż jeżeli chodzi o moją osobowość - Bullet Journal spełnia w miarę swoją funkcję), a funkcjonalny planner, który wcale nie musi być piękny i perfekcyjny.
Podsumowanie 2018 + 100 zdjęć  - Dzikość w sercu to blog, który chyba po raz pierwszy pojawia się w naszej czołówce. Nic straconego, przewiduje że częściej będę wspominać ich fantatczne wpisy na naszym blogu. Są naprawdę warte uwagi. Zdecydowanie przyciąga mnie fakt, wycieczek po górach. Gdy czytam Krakersowo - Magdowo - Fibowe wpisy czuje się jakbym wspinała się na najwyższy szczyt Tatr. A to wszystko dzięki piorunującym opisom. Tymczasem łapcie kolejne podsumowanie!
Psi pokój - kolejny blog, na który warto zajrzeć, znajdujący się w naszej czołówce. Żałuję, że wcześniej nie trafiłam na hartczakową witrynę. Znaczy wcześniej śledziłam ich Instagrama, ale jakoś nigdy w mej malutkiej główce nie zrodził się fakt, aby wystukać na klawiaturze - My Heart Chakra. A szkoda. Wracając jednak do tematu wpisu. Gosia obłędnie mebluje i opisuje pokoje w swoim domu. Ostatnio opowiedziała o pokoju swoich psów, czyli o Border Collie, jakim jest Nenya, oraz owczarków australijskich - Ruby i Baloo.
Miejsce dla psa problemowego - naprawdę wielkie grono ludzi idealizuje swoje pieski, które w rzeczywistości wcale takimi chodzącymi ideałami nie są. Cieszy mnie fakt, iż Dominika poruszyła ten ważny temat na swoim blogu. Może ludzie zaczną dostrzegać wady swoich psów i będą mówić o tym głośno? Czas najwyższy i podpisujemy się pod tym czterema łapskami.

Ja i Peppa 
W naszym wspólnym, ale i oddzielnym życiu stało się w styczniu specjalnie nie dużo. Można byłoby wspomnieć tylko, że popełniłam pewien błąd wychowawczy. Podzielę się zatem z wami moją piorunująco odkrywczą historyjką, z Bark Side'owego życia wziętą.

 Kiedy ubiegłego lata znajdowałam moment na okazyjne, ruszenie się z domu - pędziłam, z piskiem opon do psiska, prosiłam ją uprzejmie aby wykonywała pewne (jakże, bardzo skomplikowane) sztuczki. I zawsze zachowywałam te samą kolejność. I to był stanowczy błąd. Bestia moja, w futrze kundla - włączyła swoje dwie półkole mózgowe i zaczęła myśleć (nie) logicznie. Zapamiętała w jakiej kolejności prosiłam ją łaskawie, aby ruszyła swój krzywo przycięty przeze mnie tyłek, aby zaczęła wykonywać cztery, proste niczym linijka, komendy. Nie pytajcie co to za porównanie. I don't know. Sorry. Zostając jednak przy sztuczkowaniu. Ostatnie dwie komendy brzmiały - siad i leżeć. W jej małym móżdżku zakodowało się, że najpierw trzeba zrobić podaj zasierścione łapsko i usiądź jak suseł, co zwało się nie inaczej jak poproś. Nie umie zrobić siad i leżeć poza odpowiednią kolejnością. Tylko wpatruje się we mnie swoimi maślanymi oczami i mówi - chyba ci się coś pomerdało, skarbie. To nie jest fajne, zapewniam. 

Poza tym fatalnym odkryciem, udało mi się trochę pohasać wraz z Peppą i wprowadzić do naszych treningów amatorski nosework. Odbywało się to co prawda na naszych zasadach, ale po części pokrywało się z celem tego sportu. Właściwie to robiłyśmy to co miałyśmy robić i po jakimś krótkim artykule o nosework'u dowiedziałam się, że w sumie nasze treningu, o ile mogę tak to nazwać - pokrywają się częściowo z założeniem tej psiej dyscypliny. No i fajen. 

A ja? Ja nie robię nic. Znaczy, żeby nie było - prawie nic. W styczniu rozpoczęłam moją przygodę z bujo, co ciągnę do teraz. Może nie jest to coś bez czego nie mogę żyć, ale żyje się z tym notesem łatwiej. Jednak rzadko sięgam do niego w czasie lekcji, aby zapisać pracę domową. A było to moje początkowe założenie naszej współpracy. Strasznie zaciekawiło mnie rysowanie różnych tygodniówek i rozkładówek miesięcy. No i wreszcie przyszedł mój ulubiony flamaster. O nim, jednak opowiem za moment. Szczerze to jestem z niego praktycznie zadowolona, chociaż na początku wzięłam go za zwykły marker. Niby nic specjalnego ale ma to coś.

 Psio - ludzkie gadżety 
Pies nie dostał raczej nic, oprócz jakiś drobnych smaczków do ćwiczeń. Ale na luty planuje paczkę z jedzonkiem, bo już się kończy. Macie ochotę na haul? Ja w sumie bardzo, bo jeszcze nigdy czegoś podobnego nie pisałam i mam nadzieję, że przypadłoby wam coś takiego do gustu. Czytelniku - twoje zdanie jest kluczowe.

Natomiast ja, zaopatrzyłam się w nowy bujowy marker, jakim jest wspomniany kilka linijek wyżej - fioletowy Tombow Fudenosuke. Teraz szukam tego jakże zacnego produktu, jednak brak postępów w tej sytuacji. Biedak wpadł w odchłań bezdenną, czyli moje biurko, które na ogół wygląda na w miarę uporządkowane. No właśnie - na ogół. Poza Tombowym swój ekwipunek bujowicza powiększyłam o kilka niebieskich długopisów żelowych. Innymi nie umiem ładnie pisać. A oprócz tego w moje złowieszcze łapska wpadł korektor, który ma zasłonić wszystkie szkolne bolączki w moich zeszytach. Jak na razie kolega spełnia swoją funkcję.

Jeżeli chodzi o inne gadżety to mam nadzieję, że wlicza się w to domena. Mam nadzieję, że nie umknęło to waszej uwadze, bo ile z tym było siedzenia - głowa mała. Nie poradziłabym sobie jednak bez, jak to mawia Dominika - jej prywatnego programisty - Kamila. Minuta na oklaski, bo niewątpliwie się należą.

Bujo 
Nowa kategoria! W sumie już wielokrotnie wspominany w postach poczciwy Bullet Journal znalazł swoje miejsce w tego typu wpisach. Postaram się ograniczać wzmianki o moim notesie w innych postach, skoro mogę pisać o tym tutaj. I tylko tutaj.

Styczeń, jeżeli chodzi o bujo był miesiącem starań. Próbowałam znaleźć swój styl. Wiecie - wyrwane kartki i te sprawy. Próbowałam odnaleźć swoją twarz w wielu wariantach bujo i końcowo doszłam do tego, że czerń plus fioletowe (ewentualnie różowe) dodatki, to jest to coś. Po podsumowaniu ilości wyrwanych kartek (nie ważne ile ich było, zupełnie mało istotna kwestia) doszłam do wniosku, że mój obecny bujownik starczy mi do końca maja! Tak krótko?

Gdy nadejdzie ten czas zaopatrzę się w notes A5 od Devangari Art. Konkretnie model Fire in the night. Chciałabym pójść w coś innego niż dotychczasowe galaxy.

Małymi kroczkami zbliżamy się do końca naszej comiesięcznej notatki, która liczy obecnie jakieś 9750 wyrazów. Ale to nie koniec, bo jak mogliście zauważyć - przygotowałam dla was mini bonus. A mianowicie podsumowanie połowy Projektu 62, który wypadł... Sami zobaczcie!

 Niepsie cele 
• Ogarnięcie się w Bullet Journal'u. W sumie to znalazłam swój styl i jestem na bieżąco, także mogę ten punkt z czystym sumieniem odhaczyć. 
• Praca nad samooceną. Bezwstydnie przyznaje się, że nie poczyniłam ku temu żadnych kroków. Nie mam pomysłu dlaczego akurat to wylądowało na mojej liście rzeczy do zrobienia. Chyba nie chce się dowiadywać. Nie mniej jednak uznaje to za skreślone z mojej listy, bo bezsprzecznie twierdzę iż moja samoocena jest często nawet zawyżona. Chyba, że akurat niemiłosiernie ślęcze nad zadaniami z matmy. Wtedy sytuacja ulega znacznemu pogorszeniu. 
 • Sprzątanie pokoju. Olaboga. Chwila grozy. W założeniu miałam 15 minut codziennie. Właściwie to spędzam ten jeden kwadrans dziennie, jednak zależy to od dnia. Czasami nie mam czasu, czasem (chociaż to rzadkość) zwyczajnie mam posprzątane i teraz ta najczęstrza opcja - nie chce mi się. Nie skreślę jeszcze tego, bo wymaga to ode mnie więcej niż myślałam. 
• Pierwsze kroki w gotowaniu. I tutaj czas na optymistyczny akcent. Jestem nawet zadowolona z siebie w tym podpunkcie, chociaż konsumenci już mniej. Jednak, trzymajmy się z tego, że to ja powinnam być najbardziej zadowolona. Czyż nie, psiarzu? 
• Koniec narzekania. To należy do tych trudniejszych rzeczy, wymagających ode mnie większej uwagi i skupienia. Przydałoby się jeszcze trochę nad tym popracować i zacząć dostrzegać dobre strony sytuacji. Zacznijmy od teraz. • Pozbycie się niepotrzebnych ubrań. Zrobione i bez wahania skreślam to z pozycji. 
• Koniec bezużytecznego spędzania czasu. Tego napewno nie usunę z moich celów. To jest to coś, co powinno być moim postanowieniem noworocznym. Trochę późnym nie? Ale jak to wszyscy, a przynajmniej większość psiarskich ludzików ma w zwyczaju - postanowienia noworoczne to coś, co po kilku dniach odchodzi w błogie zapomnienie. Peszek.
  
  Psie cele 
• Zrobienie smakołyków skończy się chyba tylko na chceniu, chociaż z drugiej strony. Gdyby tak wstać z fotela (ale jest taki wygodny!) i sięgnąć po jakiś ciekawy przepis...? To powinno się udać! I to był ten optymistyczny akcent z poprzedniego podpunktu. 
• Współpraca. W miarę ogarnięte, chociaż wymaga dopracowania. Psisko się rozbestwiło pod moją nieobecność i czasami nie raczy zareagować na swoje zacne imię. 
• Dopracowanie komendy wróć i zostań. Również od ręki zrobione, ale w razie nadmiaru czasu wezmę się jeszcze za to. 
• Zrezygnowanie z użytku smyczy automatycznej. Tak sobie teraz myślę. Gdybym miała zrezygnować z szatańskiego automatu, miałabym jakąś smycz taśmową w naszym psiarskim ekwipunku? Ano nie. A szkoda. 

 Podsumowując to są dwie opcje, zerkające na mnie wzrokiem szatańskiego kusiciela. Pierwsza, czyli weź się w garść dziewczyno, bo nie ujdzie ci to na sucho. Natomiast druga - jest dobrze, grzej sobie miejsce na fotelu, złotko. Uznajmy, iż ta druga propozycja jest wyborem nieco bardziej dopasowanym do mojej osobowości.
brak komentarze

Ostatnimi czasy, a dokładniej na początku grudnia, udało mi się wzbogacić o długo wyczekiwaną obroże, tworzoną własnoręcznie. Peppa została posiadaczką przyzwoitego produktu ze sklepu Furkidz.eu.

Informacje o firmie
Furkidz to sklep internetowy, w którym dostaniecie rzeczy zarówno dla psów (oprócz tego można tam również kupić rzeczy, przeznaczone dla kotów), ale i psiarzy. Zaopatrzycie w się tam, w np. w saszetki na smakołyki (można kupić np. w takim wzorze, jak akcesoria spacerowe waszego psa, kupione w tym sklepie), kubki, bluzy z najróżniejszymi napisami czy breloczki do kluczy. A jeśli chodzi o wasze psy, to dla nich kupicie tam m.in. obroże, szelki, smycze czy legowiska.

Logo Furkidza. Podobne (podobne, bo sam napis, bez psa widocznego obok, co można zaobserwować na zdjęciu tytułowym dzisiejszej recenzji) przyszywane jest do ich produktów. 
Magda i Dominik, którzy wspólnie tworzą ową firmę, opisują swoją działalność w następujący sposób:

„Furkidz.eu to pasja dwojga młodych ludzi do zwierząt - przede wszystkim do zwierząt. To sklep internetowy, który powstał, gdy Magda pochwaliła się uszytymi własnoręcznie obrożami na jednym z forów internetowych dla psiarzy. Zdjęcia wywołały falę poruszenia i... zamówienia.”

Na tym zdjęciu widoczna jest pierwsza z wad produktu, która ujawniła się dopiero po kilku praniach. Mam na myśli szew od prawej strony. Nie jest to, jednak widoczne od razu, do tego nie przeszkadza w użytkowaniu, aczkolwiek wadą produktu to jest. 

Informacje dot. kontaktu można znaleźć na ich stronie, w rubryce "kontakt".

Wzór i seria Workout
Kupując obrożę z Furkidza, długo zastanawiałam się nad serią i wzorem. Ostatecznie decyzja padła na wzór Fantasty Plant. Tłumacząc nazwę na polski: fantastyczne rośliny, co zdecydowanie pasuję do designu tej fioletowej obroży. Wybierając, jednak obroże w tym sklepie warto zwrócić uwagę na dopisek, obok nazwy wzoru (w tym przypadku "workout"), bo świadczy on o tym, do jakiej serii produktów on się zalicza. Przykładowo seria "workout" (czyli ta, na którą się zdecydowałam) należy do tych wytrzymałych i brudoodpornych, o czym świadczy sama nazwa (po polsku znaczy ona "trening"). Nie należą one do najbardziej -  jak to określili Magda i Dominik - miękkich akcesoriów, ale za to łatwo je wyprać, co potwierdzam (strukturę materiału możecie zobaczyć na zdjęciach). Ja robiłam to ręcznie. Warto w tym miejscu wspomnieć jeszcze o tym, że ten typ materiału w mgnieniu oka schnie

Zapięcia 
Furkidz ma bogatą ofertę zapięć, o czym chciałam wspomnieć w tej recenzji. Ja wybrałam te najprostsze: zatrzask plastikowy. Decydując się na nie, nie byłam przekonana, ale po otrzymaniu przesyłki moje nastawienie się zmieniło. Te zatrzaski są solidne i tyle. 

Tutaj zrobię małe zestawienie ile obecnie kosztuję taka obroża, jak nasza z różnymi rodzajami zapięć (przypominam, że ma ona obwód szyi 40-50cm i szerokość taśmy, wynoszącą 2cm):



I w sumie nie ma się co na ten temat zbędnie rozgadywać, bo chyba po przeczytaniu części właściwej recenzji wszyscy wiemy, że cena jest w stu procentach adekwatna. A jeśli chodzi o procenty to możecie na mnie liczyć, bo mam z tego działu sześć z matmy, co niestety nie zmienia faktu, że na półrocze będę miała czwórkę.

Za jedną obróżkę (druga była w tej samej cenie) zapłaciłam niecałe 32 zł plus wysyłka, która właściwie nie była droga. Szczerze to nie pamiętam już ile na nią wydałam i uważam to raczej za nieistotne, póki jej cena nie przekracza normy. No nie oszukujmy się.

Jakość poszła na spacer i zgubiła drogę powrotną, ale urzekło mnie to zdjęcie!

 Jasna strona mocy 

 • Nieskazitelne wykonanie, wprawiające w osłupienie niejednego konesera psich obróżek. Co ja gadam?
 • Dbałość o szczegóły - niewidoczny szew, nienaganne okucia i tak w nieskończoność.
 • Częste wyprzedaże. Czy to Black Friday, Halloween, którego szczerze nienawidzę i co się za tym wiąże - nie obchodzę, czy też zwyczajne i bez okazyjne promocje - cieszy mnie to jednakowo.
• Produkt zgodny z opisem i moimi wymaganiami, które nad wymiar często są zbyt wygórowane.
 • Dokładny i jawny, bogaty w szczegóły opis produktu, z którego możemy dowiedzieć się wszystkiego o obróżce.
• Zakładka - częste pytania na stronie Furkidz'a wywołała u mnie fascynujące emocje. Cieszy mnie fakt, że sklep dysponuje czymś takim, dla dobra swoich klientów.
• Niskie ceny, niczym w Medii Expert. Chyba tego podpunktu, rozwijać nie muszę.
• Kółko do adresówki, której poniekąd nie mamy, ale możemy się w takową zaopatrzyć, korzystając z oferty Magdy i Dominika. I w sumie chyba to przy okazji jakiegoś zamówienia zrobię. A co mi szkodzi?

Poniekąd tutaj produkt jest widoczny, chociaż o to również trudno z tym psem. 

Ciemna strona mocy

Właściwie to mam tylko jedno zastrzeżenie, któro nie wpływa jakoś mocno na użytkowanie, ale wolałabym, aby było to bardziej dopracowane. Nie zmienia to jednak faktu, że firma ta jest świetna i dysponuje równie świetnymi produktami. A tym jednym, jedynym minusem jest ciężka regulacja.

Podsumowując...

Produkty ale i producent cieszy się u mnie znakomitą opinią i myślę, że trudno byłoby to zmienić. Furkidz to firma, posiadająca szeroką gamę produktów zarówno dla psiarzy i ich podopiecznych. Serdecznie polecam każdemu, bo psie akcesoria Magdy i Dominika są dostosowane dla każdego psa!
4 komentarze


Imię psa to dosyć istotna rzecz. To jedno słowo towarzyszy psu przez całe jego życie, dlatego też uważam, że ta decyzja powinna być zwyczajnie dobrze przemyślana. W takim razie... jak prawidłowo nazwać psa? Jak zrobić to, tak aby nie popełnić żadnej gafy, która będzie się ciągnąć za wami latami? Odpowiedź w dzisiejszym wpisie!


Wskazówki - jak prawidłowo nazwać swojego psa? 

Wbrew pozorom kreatywne nazwanie psa to temat, nad którym trzeba trochę pogłówkować. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę, aby imię:

  • było krótkie, najlepiej nie dłuższe niż dwusylabowe. Tak wybrane imię łatwo wpada w ucho, zarówno psu (choć trzeba pamiętać, że aby tak się stało trzeba ćwiczeń), jak i jego przewodnikowi. 
  • było wyrazem, który nie nikogo nie obraża. Czytałam kiedyś artykuł, że jacyś ludzie nazwali psa w taki sposób, że kiedy przyjechali do obcego państwa, ludzie patrzyli na nich jak na obcokrajowców, którzy krzyczą ile sił jakiś wulgaryzm, a nie imię swojego pupila. Zakładam, że nikt z was nie chciałby znaleźć się w podobnej sytuacji... 😄
  • było oryginalne i budziło pozytywne skojarzenia. Uważam, że to też ważna właściwość, ponieważ ja osobiście wolę wyjść poza strefę komfortu i imię wymyślić samodzielnie, tak aby wzbudzało we mnie dobre emocje. 
  • było dopasowane do konkretnego psa. Jeżeli nie zależy nam na żartobliwym charakterze imienia, uważam że lepiej np. nie nazywać Okruszkiem psa, który ma wyrosnąć na psa większego pokroju...
  • dało się zdrobnić. Powiedzcie sami: kto nigdy nie upieszczotliwiał imienia swojego podopiecznego? Nie wyobrażam sobie nie mieć takiej możliwości! 

Dlaczego mój pies ma na imię Peppa? 

Powiem wprost: Peppa trafiła do nas i nosiła już to imię. Właściwie to dość ułatwiło mi to zadanie, bo ja pewnie zastanawiałabym się nad nim dłuższy czas. Do tego jestem zadowolona z wyboru jej poprzednich właścicieli z kilku zasadniczych aspektów. Przede wszystkim podoba mi się fakt, że imię to jest nietuzinkowe. Kojarzycie innego psa, na którego woła się w ten sposób? Ja też nie!

Ale... nie wszystko złoto, co się świeci! Pamiętam, że moja siostra będąc mniejsza, powiedziała że to imię jest doskonale dopasowane do naszej podopiecznej, gdyż Peppa jest zasadniczo podobna do... świnki Peppy! Pytając dlaczego uzyskałam odpowiedź, że jest to spowodowane "krótkim" ryjkiem (fachowo takie rasy określa się mianem brachycefalicznych) i łapkami, stąd to niezwykłe podobieństwo. Grunt to wyobraźnia, choć w tym przypadku ssie ona sen z powiek... 


A jak na imię mają wasze psy? Dlaczego padło akurat na to imię? Napiszcie w komentarzach!
3 komentarze
Nowsze Posty
Starsze Posty

CZEŚĆ!

CZEŚĆ!
Z tej strony Natalia i Peppa, czyli blogerka, książkoholiczka, miłośniczka fotografii, a przede wszystkim psiara w towarzystwie jej rudego psa. Jesteśmy dowodem, że nawet z kundelkiem da się osiągnąć wiele sukcesów oraz zyskać z niego świetnego kompana do odkrywania tajemnic codziennego życia!

INSTAGRAM

INSTAGRAM

NAJPOPULARNIEJSZE

  • RECENZJA Trixie Dog Activity Clip Board - zabawka na inteligencje
    Ostatnia recenzja pojawiła się tutaj już jakiś czas temu, a mnie doszły słuchy, że znaczna część z was czeka na kolejną, więc oto ona....
  • Niechciane szczenięta - jak pozbyć się problemu?
    To był sobotni wieczór. Dość zimny - jedna para skarpet i spodni stanowczo nie radziły sobie z napływem ujemnych temperatur. Wiem to, po...
  • Lutowe Summa Summarum 2020 + polecajki
    "Czasem luty ostro kuty, czasem w lutym same pluty" - kojarzycie to przysłowie? Nie wiem, jaki u was był ten miesiąc, ale ...

SZUKAJ

KATEGORIE

#blogowanie #cele #książki #planowanie #podróż z psem #podsumowania #polecajki #porozmawiajmy o... #praktyczny psiarz #problemy peppy #przemyślenia #pytania czytelników #recenzje #summa summarum #wady i zalety

ARCHIWUM

Created with by BeautyTemplates