FacebookInstagram

Welcome to the bark side

  • Główna
  • Natalia
  • Peppa
  • Współpraca
  • Kontakt

Maj - trochę huczny i głośny miesiąc w moim życiu. Innymi słowy mówiąc - całkiem sporo się działo, zatem na wstępie ostrzegam, że dzisiejszy wpis będzie raczej należał do rodziny tych dłuższych tekstów na moim blogu. Przynajmniej tak mi się wydaje. 

A, na wstępie chciałabym jeszcze uprzejmie poinformować, że wpis będzie przepełniony zdjęciami z Tatr - przygotuj się, załóż jakieś różowe okulary, czy coś. Żeby nie było, ja ostrzegałam. 

Ja i Peppa 

Na początku maja zaczęłam uporczywie czytać notatki i oglądać filmiki Ady, z Prospect Team’u i Ani z Pająka, na temat pracy z psem, zaczynania z frisbee, wyborem tego pierwszego i różne inne tego typu. Trochę nam to pomogło, bo już pod koniec miesiąca zaczęłyśmy pracować nad motywacją zabawkami. 
Peppa to taki pies, który zwyczajnie nie jest zwolennikiem tego typu rzeczy - jestem, jednak przekonana, że wynika to z tego, iż w młodym wieku nie miała do czynienia z takowymi. Mea culpa! W każdym bądź razie - aktualnie uczymy się, że zabawka to rzecz pożądana, z pomocą smakołyków. Jak zwykle ten oto sposób okazuję się być skutecznym - pewnie nie umknęło twojej uwadze, że mam niecny plan, żeby go wyeliminować. Chcę, jak już wspominałam nauczyć Peppę motywacji na zabawki, typu szarpak albo frisbee. 
Mój pies nie lubi, sztuczki “trzymaj”, dlatego nie uczę jej takowej. Jest całkowitym przeciwnikiem trzymania czegoś, nieznanego pochodzenia (najpierw to coś musi powędrować do pobliskiego, pieskiego sanepidu), w swoim nadzwyczaj sterylnym pyszczku. Jest to więc kolejna kłoda, w drodze do celu, jakim jest rozpoczęcie amatorskiego frizgility. 

Tu miał być jakiś cytat, ale w sumie jakoś niespecjalnie miałam na niego pomysł. 

Poza tym w połowie naszego miesiąca Pepin zawitał u mnie i udało nam się przewędrować kilka godzin. Oczywiście z przerwami, podczas których psy (mój i mojej przyjaciółki, spacerowałyśmy i trenowałyśmy razem) mogły się napić. Kiedy już dotrarłyśmy do parku, oddalonego od nas o jakieś cztery kilometry, zrobiłyśmy pauzę, dość długą właściwie. Potem rozpoczęłyśmy trening, w nowym miejscu. Nie przypuszczałam, że ten teren będzie na tyle idealny do tego co chciałyśmy robić (było tam, bowiem sporo drzew, do których mogłyśmy przyczepić przeszkody, sporo uliczek do spacerowania - poza tym zaskoczył mnie fakt, że wszystkie psy, jakie spotkałyśmy, były na smyczy!) - jeszcze tam wrócę, bo przecież warto wracać do miejsc, które okazały się nienajgorszymi, czyż nie?

A teraz wiadomość z ostatniej chwili, to znaczy, z czwartku, dwa dni przed publikacją tego oto wpisu - udało nam się zrobić coś, co było moim marzeniem, lansującym się w TOP dziesiątce. A mianowicie Peppie (najukochańszemu, cudownemu i najznamienitszemu pieskowi na świecie) udało się przeskoczyć moją nogę.“Okej, coś z nią nie tak - przecież to takie banalne” - mógłbyś pomyśleć, ale nie. Pracowałyśmy nad tym od dawna, ale bez większych efektów, a teraz nagle osiągnęłam to co chciałam. To zdecydowanie piękne uczucie. 

Dobra, a teraz wyrwę cię z tych malowniczych przemyśleń, o uczuciach - przed tobą, bowiem - część o mnie. Halo, ja też tu jestem! 

To zdjęcie zdecydowanie nie jest szczytem moich umiejętności, ale te ośnieżone Tatry z tyłu... 

Na początku miesiąca wzięłam się za naszą wspólną pracę, opanowałam inną metodę treningową, która jak na razie nie jest taka zła. Niedawno wróciłam z wycieczki szkolnej, z Zakopanego - a właściwie teraz, gdy to piszę siedzę jeszcze w autokarze, wpatrując się w odległe doliny. Nie chcę stąd wyjeżdżać, tu jest pięknie. Magda z Dzikość w Sercu zaraziła mnie pasją do gór. 
Powiem wam taką ciekawostkę, że przed momentem zmieniłam szablon mojego notatnika, na taki, na którym widoczne są niebiańskie szczyty. 
Jestem pewna, że na temat gór i dalej wycieczki powstanie jakiś post, co by uwiecznić kilka chwil i ujawnić zdjęcia, którym nie potrzeba obróbki - z resztą i tak średnio umiem się w nią bawić. Nie chwaląc się, przeszłam całkiem sporo kilometrów, na tych moich krótkich nóżkach i wiesz co? Jakbym mogła cofnąć czas to jestem pewna, że nadal podjęłabym decyzję o tym, że wybiorę się na szlak jeszcze raz. I chyba w wakacje tak też zrobię, bo po prostu nie mogę - muszę, bo się uduszę.

Tak strasznie chcę znowu budzić się z widokiem, na pasące się stado owiec (te malutkie były okazami słodkości, które wystawiły moją cierpliwość na próbę - “może chciałabyś, żebym się zbliżyła, owieczko?”).

A i przyrzekłam sobie, że wam powiem, że jakiś wstrętny (albo to ja byłam jego zdaniem wstrętna - bardzo prawdopodobna wersja) gołąb postanowił zrobić sobie z mojej głowy kibel. Już się wyżaliłam, poklep mnie wirtualnie po ramieniu i powiedz, że to nie moja wina, please. 


Bark Side 

W tym miesiącu udało mi się napisać (włącznie z dzisiejszym) cztery posty - być może jest to mała liczba, szczególnie w porównaniu do moich marcowych dokonań, ale mimo to satysfakcjonuje mnie fakt, że wprowadziłam na blogu, tak zwaną - regularność. 
Dla tych, którzy nie wiedzą - od niedawna publikuje tutaj teksty, w każdą sobotę. Przynajmniej się staram. 

Natomiast jeżeli chodzi o nasz profil na Instagramie, bądź Fanpage - na tym pierwszym dzieje się więcej. Kiedyś nie przypuszczałam, że Instagram może być w ogóle użyteczną platformą, nie mówiąc już o tym, że będę wykazywać na nim jakąś aktywność. Brawo ja... 
Na Fanpage jesteśmy nieco mniej aktywni, chyba muszę wyznaczyć sobie jakiś dzień wpisów - oby było to pomocne. Na Fejsie, tak właściwie, jest was o niebo mniej. Ano bo jakieś dwadzieścia osób, zatem nie tłumy - przepychu tam nie ma, w każdym bądź razie. 

Płot i jakaś rzeczka. Oświećcie mnie co przepływa, przez teren Doliny Kościeliskiej. 

Wpisy godne uwagi 

➪ Pozytywne historie #4 - Zuza & Major - ach, mi tak samo jak Zośce brakowało wpisów z tej serii. Przy okazji poznałam spoko konto na Instagramie. Jestem pewna, że Ty również nie będziesz mógł się oderwać. 
➪ Dlaczego nie wyjeżdzasz w góry? - obalamy mity - ostatnio (zupełnie nie wiedząc, jaka jest tego przyczyna) polubiłam wpisy i właściwie blogi też, o tematyce podróżniczej. Tym razem czytałam tekst Magdy, w którym podrzuciła dość sporo, spoko sposobów na wyjazd w góry. 
➪ Psoty - fotorelacja - a jeśli chodzi o fotorelacje to specjalnie nigdy mnie owa kategoria nie interesowała. Prawdopodobnie nie słusznie. W każdym bądź razie, Dominika się spisała, jakby nie patrzeć. 
Z resztą Psoty to coś o czym marzę, więc temat jak najbardziej na plus. Mieszkanie na zapupiu nie pomaga, w wybraniu się na ten psi event. 
➪ Jak zacząć psią naukę? - Vukowscy o psiej nauce, prosto z serca. Ten wpis przemówił do moich myśli: “Natalka, może jest jakiś inny sposób, żeby to załatwić?”. Wysiliłam mózgownicę i znalazłam inny sposób na karanie, ale i na nagradzanie. Poza tym ostro wzięłam się za szarpanie, albo jakąkolwiek zabawę i no... wyszło! 

Siedziałam na tym kamieniu i NIE spadłam - brawo ja!

W tym miesiącu tekstów, godnych polecenia nie było zbyt wiele - chciałam, jednak podzielić się z wami takimi, które w jakikolwiek sposób nawiązują do psiej tematyki. Prowadzę przecież bloga, poświęconego w jakimś stopniu psom, czyż nie (twoje myśli: “naprawdę? Nie miałem pojęcia!”). 

Psio - ludzkie gadżety 

Z początkiem maja zaopatrzyłam się w nową smycz przepinaną i obroże, z Furkidza. Wybrałam wzór, z serii Design (dotychczas obcowałam w obrożach z przydziału Workout - więcej o nich opisałam w tym wpisie), ten który nie jest tak odporny na czyszczenie brudów. Osobiście nie widzę większej różnicy, poza materiałem - rzeczywiście mogłoby się wydawać, że będzie on gorszy, aczkolwiek okazało się, że nie wędrujemy, aż tyle, coby tak strasznie pogwałcić jego wizerunek.

Kupiłam też dyski - dokładniej Fastback Flex’y. Na razie idzie nam trochę opornie - przyznam, że obecnie zastanawiam się nad jakimś pozytywem, do tej sytuacji, ale nie mogę nic za bardzo znaleźć. Powiem tyle, że jedyny optymistyczny akcent to fakt, że rodzina zepsuła poprzedni dysk i sfinansowała dwa nowe - sama pewnie zbierałabym się dosyć długo. 
Z resztą ci, co mnie znają to wiedzą, że ja muszę dziesięć razy przemyśleć zakup. Taka już jestem - nic nie poradzę. 

Prawdopodobnie w niedzielę, czyli jutro, od dnia, kiedy to publikuje kupię mgiełkę na kleszcze, której producentem jest Totobi Pet. Słyszałam, że jest zacna, a ostatnio w skórę Pepina wbił się insekt, zwany kleszczem - wolałabym temu zapobiec, więc chcę postawić na dokładniejszą ochronę. Chociaż, tak jak wspominałam na Stories - jest to i tak sukces, przy tym, że mamy ponad 700 odmian kleszczy. Chodzi mi o to, że to niemożliwe stworzyć cudo, które by chroniło przed tymi wszystkimi gatunkami. A Peppa, pierwszy raz odkąd założyliśmy jej Foresto miała wbitego intruza. 

A zrobiliśmy to jakieś trzy miesiące temu, więc spoko sukces. 

Wszystko ładnie, pięknie i ten robak na zdjęciu.

Innymi słowy - w maju postawiłam na treningi, odbywały się one nieco częściej niż w pozostałych miesiącach roku. Napisałam też kilka konkursów, ku poprawie ocen. Poszło całkiem nieźle, nie powiem. 
A teraz zbliża się czerwiec (piszę to ze skruchą, wymalowaną na twarzy). Czerwiec, czyli czas ostatnich dzwonków, ostatnich testów. To znaczy najem się trochę stresu, chociaż będę miała pasek - muszę mieć. Ten oto szósty miesiąc roku to również czas, kiedy to - dzięki Bogu nadchodzi czas wakacji. 

Ach, nie mogę się doczekać, kiedy znowu ruszę na podbój górzystych terenów. I nie tylko tych górzystych...
2 komentarze

Jeszcze wczoraj nie wiedziałam o czym chciałabym napisać ten tekst, ale pod wpływem trudnych wydarzeń z życia, postanowiłam że wybiorę ten właśnie temat. Zwłaszcza, że sama się znalazłam w takiej oto sytuacji. “Takiej, czyli jakiej?” - mógłbyś spytać, uprzedzę zatem twoje pytanie, w dzisiejszej notatce.

Już mówiłam, że ostatnimi czasy trudno mi się obejść w moich wpisach, bez krótkiej historii, z naszego życia. Blog jest przede wszystkim oparty na faktach, doświadczeniu, sytuacjach z życia - nie bądź zatem zdziwiony, psiarzu. 

Tak więc tradycyjnie... 

A było to tak... 

Jak co miesiąc adoptowałam mojego psa na jeden dzień (dla niewtajemniczonych: raz na trzydzieści dni, zabieram do siebie Pepina, gdyż nie mieszkamy razem - więcej opisałam w zakładce “Peppa”), dlatego też postanowiłam wybrać się z nim na spacer. Logiczne. Było już praktycznie ciemno, prawie dziewiąta wieczór. Postanowiłam wraz z moją przyjaciółką zrobić rundkę wkoło bloku. Kiedy tak przechodziłam, z ust O (czytaj: mojej przyjaciółki) padł prosty komunikat, dokładniej coś w stylu: “beagle, uciekaj”. 
“Kto to jest beagle?” - pomyślicie. Z pewnością znacie taką rasę psa, ten jednak zwierz jest dosyć wyjątkowym przypadkiem - jakby to ująć, łagodnie. Nie ma właściciela, a przynajmniej nie takiego, który wykazywały jakiś stopień odpowiedzialności, za swojego psa. Człowiek ten, bowiem - o ile istnieje, oczywiście, pozwala swojemu psu wałęsać się po naszym osiedlu - chyba cała psia społeczność, na tym blokowisku go zna. Rzecz jasna, ten oto osobnik nie posiada smyczy, ani nawet obroży - chociaż tego pewnie się domyśliliście, skoro śmie w ogóle na owe zwierzę narzekać. 

Wracając, jednak do naszej historyjki - niezbyt przyjemnej, z resztą...

Zgodnie z poleceniem O, podążyłam w kierunku najbliższej klatki schodowej, uprzednio wziąwszy Peppę na ręce - ponieważ, jakbyście nie wiedzieli (ano, bo na przykład jesteście tutaj nowi, czy coś w ten deseń) mój pies zmaga się z problemem agresji, wobec innych psów - chociaż już z tego wychodzimy. Jest to jednak materiał na totalnie długi tekst, którym zajmę się, jeśli sobie z tym poradzimy. Także, tak. 
Kiedy dostałam, już do tej klatki, mimo natarczywego drapania, przez beagle’a (nie żałuję, dla mojego psa wszystko) - poprosiłam przyjaciółkę, żeby odpięła mi saszetkę treningową, potocznie nazywaną - nerką, w której znajdywało się jedzenie. Być może osobnik zechciałby ruszyć szanowne cztery litery, coby pozwolić mi opuścić budynek, tym samym obciążając moje ręce, z ośmiu kilogramów, które obecnie, to znaczy wtedy, kiedy piszę to do was - śpią sobie smacznie. Aczkolwiek beagle okazał się niezłym mózgowcem, mianowicie nie chciał zbytnio oddalać się od swojej zdobyczy. W końcu przyszedł mój tata, który to uratował mnie z opresji - ogarnął tego niesfornego typa i zabrał ode mnie Pepina. Z niewiadomych przyczyn pies nie skakał na tatę, być może ten oto inteligencik wpadł na pomysł, że tym razem Pep jest celem nie do zdobycia - prawdopodobnie ten fakt był dla mnie pocieszeniem. Tym oto sposobem dotarliśmy jakąś godzinę temu do domu (piszę to w piątek wieczorem - a właściwie w nocy), wstawiam w sobotę). 

Moje serce nie przestało jeszcze nerwowo kołatać, a żołądek nadal wydaje się być ściśniętym. 

Wolicie nie wiedzieć w jakim stanie były owe trampki, po treningu z tym oto psem - mam nadzieję, że się wstydzi, skoro nie patrzy w aparat telefonu. 

I teraz mam dla was dwie ważne informacje. 

Pierwsza: strasznie dziękuję mojej przyjaciółce za tak szybką reakcję i zachowanie zimnej krwi. 
Druga: to, że w tej opowieści beagle został przedstawiony jako nikczemnik nie znaczy, że powinno się skreślić tą rasę. Jak pewnie zauważyliście ten oto osobnik nie był zbyt zadbany, zakładam więc, iż właściciel nie zadbał o jego edukację. Na świecie jest dużo normalnych psów tej rasy, które są dobrze ułożone. 🌝

5 powodów, dlaczego nie warto spuszczać ze smyczy swojego psa 

➩ Nie zawsze możesz ufać swojemu psu, być może uznasz mnie teraz za osobę przewrażliwioną, aczkolwiek - nie wiesz jak w sytuacji, kiedy ktoś zaatakuje twojego podopiecznego zachowa się on sam. A może to właśnie twoje zwierzę będzie przyczyną zajścia, o ile takowe w ogóle będzie miało miejsce? 
➩ Obecność nie psiarzomaniaków, a twoim otoczeniu. Jak wiesz, dna tym świecie ludzie, którzy nie życzą sobie kontaktów z psami, ponieważ przykładowo się ich boją - zwłaszcza, jeśli twój pupil jest dużych rozmiarów. Choćbyś miał zamiar nalegać, że masz najłagodniejszego psa na świecie - odpuść, jak nie chce to nie. Kontakt z psem powinien sprawiać przyjemność obu stronom. 
➩ Młodzieńcy i starsi ludzie. A teraz może przeciwnie - być może trafisz na zbyt natarczywego ludka, albo małego osobnika, który będzie zbyt natarczywy i jakby to ująć - mało delikatny, to co wtedy? Osobiście wolałabym, aby mój podopieczny nie miał z takowym do czynienia. 
Za to Magda, z Dzikość w sercu (ostatnio odnowili wygląd strony i jest bosko) ma na to genialny sposób - a mianowicie, kiedy to spotka się z mikrusem, twarzą w twarz, a ten sięgnie dłonią, bliżej niej, aby pogładzić (albo poszarpać - do wyboru, do koloru) sierść Fibi lub Krakersa, ta również wyciąga dłoń. Haha, z chęcią chciałabym zobaczyć minę rodzica, kiedy widzi ów gest. 
➩ Bodźce. Pies może się spłoszyć, bądź przestraszyć - a w takiej sytuacji nie wiesz, czy nade wszystko odwoła się do ciebie. Ja wolałabym nie znaleźć się w takiej sytuacji, nie wiem jak Ty. 
➩ Stres i strach. W wyniku stresu, albo gdy pies się przestraszy - narasta prawdopodobieństwo, iż twoje zwierzę może wpaść pod auto lub inny pojazd. Nie musisz być blisko ulicy, aby narazić twojego podopiecznego na coś takiego. 

Skoro, jednak koniecznie chcesz dać swojemu psu swobodę - zaopatrzyć się w linkę treningową. Jest to taka długa smycz, która wcale nie jest droga - do tego znajdziesz ją w wieku sklepach. Nawet rękodzielniczych - a takowe są moimi faworytami w tej kategorii.

Pep wystawia język nieodpowiedzialnym ludziom. 😛

Przemyśl zanim zdecydujesz uprzykrzyć się uprzykrzyć komuś życie. Pomyśl, co ty byś poczuł gdybyś znalazł się na miejscu osoby, której pies nie lubi kontaktów z innymi. Do prawdy, nie musisz spuszczać swojego psa w miejscach publicznych - nic nie stracisz, a tacy jak ja - zyskają. 

PS. Tekst ma na celu pokazanie, że nieodpowiedzialne jest spuszczanie ze smyczy swojego psa, w miejscach publicznych - na polu, w ustronnym miejscu - które znasz i jesteś pewien, że nie czyha tam jakieś niebezpieczeństwo - róbta co chceta. 
brak komentarze

Niedawno naszło mnie na teksty typowo psie, zatem będziecie mogli spodziewać się tego typu wpisów zdecydowanie częściej. W końcu tę stronę tworzę nie tylko moja osoba, ale i mój poczciwy, rudy pies - Peppa (wspominam imię, tylko tak dla przypomnienia, dla nowych osób i nie tylko).

Nasz team tworzymy wspólnie, budując relacje krok po kroku, zatrzymując się czasem na krótkie break’i (a przynajmniej mam nadzieję, że tak to wygląda - staram się), coby przemyśleć to co do tej pory udało nam się zdziałać, a potem znów brniemy dalej, w prostą codzienność. Uczymy się czegoś nowego, a jak nie to wracamy do starych komend i rozwalamy system. I tak można w nieskończoność.

Na uwadze trzeba mieć, jednak dobro psa oraz nasze. Proste, nie?
To w sumie dziwne, że śmie jeszcze o tym wspominać, bo przecież to oczywiste. Tak, ale nie dla wszystkich, ponieważ może Ci się, psiarzu wydawać, że twoja gleba jest żyzna, ale na serio nie wydaje urodzajnych owoców. I na tym głównie skupia się dzisiejszy tekst. 

Mój pies ze swoją dziwaczną, rudą kitą (czytaj: ogonem). 

W tutejszym społeczeństwie roi się od ludzi z psami (celowo nie używam słowa - “psiarz”, coby nie zranić uczuć osób, które naprawdę zasługują na to miano), którzy to ćwiczą ze swoimi podopiecznymi to i owo. Niby fajnie, czegoby się tu doszukiwać - pomyślimy. A jednak nie zawsze jest tak kolorowo, przynajmniej nie dla psa.

 Podzielę się zatem z wami pewną historią z Pepinowego życia wziętą. Zauważyłam, że ostatnio niezwykle polubiłam wplatać nasze perypetie do tekstów, które tutaj publikuje. Według mnie i moich obserwacji, buduje to dobry grunt na którym może powstać wpis (taka podstawa, temat główny - nie wiem do końca jak to ugryźć).

A było to tak... 

(nie wiem czego zawsze zaczynam historię od tych słów, ale prawdopodobnie wcale nie zwróciliście na to uwagi - także właśnie, poniekąd na moim ideale pojawiła się kolejna ryska)

Jak zwykle, kiedy to nasze (a raczej moich rodziców - przywłaszczam sobie czyjeś rzeczy, no to pięknie) autko, zawędruje w wiejskie progi, mojego Pepina - wybieramy się na dłuższy spacer, coby piesie moje wykazało swój zmysł węchu i odczytało wiadomości z okolicy - jak to mówi się w psiarskiej gwarze. Okej, idziemy zatem - niech te krótkie nóżki małego pieska się rozprostują. I tak zeszło nam około dwóch godzin, o kurka! Znaczy była mała przerwa na trening, nawet udany z resztą. Jednak mimo wszystko po tych dwóch godzinach marszu, mięśnie Peppy powinny udać się na odpoczynek. Nie wiem czego, ale mój psiarski móżdżek (w owym momencie bardzo niewielki i nieobszerny, doprawdy) wówczas stwierdził, w sumie nie wiem jak to dokładnie opisałam, zatem nie będę was tu okłamywać - ale wiem, że za nic miałam odpoczynki (prawdopodobnie winowajcą była moja krótka pamięć) i stwierdziłam, że jeszcze chwilę możemy potrenować. 
Ach, ale ja głupia byłam! Niekoniecznie lubię wyrażać w ten sposób, zwłaszcza o sobie - jednak ta sytuacja jest taka, wręcz koszmarna w moich oczach, że zwyczajnie nic nie mogę z siebie wykrztusić. Dobra, nie wykrztusić, a... No właśnie, co? 

Ach, magia lasu i... kolejne zdjęcie mojego anonimowego psa, który za nic w świecie nie chcę pokazać pyska. 

W każdym bądź razie, możecie powiedzieć, że trochę histeryzuje - ale ja się nie zgodzę, w dalszej części tekstu to wyjaśnię. 
Wracając, jednak do tematu - pies mój, który bez skazy znosi te wszystkie moje wymysły, tym razem dał mi wyraźnie do zrozumienia, że “Ej Ty, chyba robisz coś źle”. Robiłam, trudno o tym mówić - ale trzeba. 

I co w związku z tym? 

Mam nadzieję, że zauważyliście przekaz naszej niezbyt ciekawej historii - chodzi przede wszystkim o to, że nie byłam wyrozumiała i nie pomyślałam w zaistniałej sytuacji, o tym poczciwym piesku, który zawsze był dla mnie taki ważny, a o sobie, której czasem jestem gotowa dać pstryczka w nos. To był ten moment, zdecydowanie. I teraz jest kilka opcji - pierwsza, możecie pomyśleć, że jestem jakąś chorą histeryczką, która bulwersuje się, że jej pies był zmęczony, a ona od niego coś chciała. Wielkie mi halo - możesz myśleć. Druga opcja jest taka, że przejdziesz wobec tego obojętnie - w końcu jestem wariatka i tyle. Jeżeli chcesz tak zrobić, droga wolna - ale proszę cię, najpierw przebrnij przez to co mam Ci do powiedzenia. Dobra, żeby nie było - trzecia opcja też jest, możecie zwyczajnie napisać komentarz, że mnie rozumiecie, a bardziej mój błąd. Nie ukrywam, że to miłe - raz, że z uśmiechem na twarzy czytam wasze komentarze, a dwa - ogromną przyjemność sprawia mi rozmowa z moimi czytelnikami (oho, wkroczyłam już na stopień przywłaszczania sobie ludzi - bardzo ładnie, Natalia - jestem z ciebie dumna, przechodzisz na wyższy level) oraz dzielenie się swoimi poglądami. Nie o tym, jednak chciałam z wami korespondować. 

Przez cały ten wpis, z duszą na ramieniu próbuje pokazać wam, że bez względu na sytuację nie możemy zapominać o swoim psie. Nie ma to zwyczajnie sensu. Jesteś jego przewodnikiem, znasz jego możliwości - powinieneś znać. Wiesz na co możecie sobie pozwolić. Sięgajcie po więcej, no ba - ale ostrożnie, odpowiedzialnie. Kiedy będziesz chcieć za dużo pies nie tylko się zniechęci, ale i wpłynie to na waszą relacje. Aha, może dojść też do jakiś powikłań fizycznych, a to nie będzie przyjemne w skutkach. Nie mogę tego stwierdzić z własnego doświadczenia (ach, dzięki Bogu), ale z całą pewnością - nie tylko możesz stracić kompetencje psa (przez jakieś urazy, psychiczne bądź fizyczne), ale i jego zaufanie. A na czym bez tego ma opierać się wasza przyjaźń? Jak wówczas twój pies miałby być twoim przyjacielem, najlepszym kumplem i kompanem przygód? Nie zbudujesz więzi, kiedy nie będzie między wami wzajemnego zaufania, doprawdy. 



Zastanów się. Weź kartkę i rozpisz sobie - czy aby napewno nie wymagasz od swojego podopiecznego zbyt dużo? Zrób mapę myśli, wywal ze swojej głowy te myśli, które cię biją - poczytaj porady ekspertów, być może powinieneś się z takowym skontaktować. Możliwości jest wiele, może to jest klucz do waszego sukcesu? 
W każdym bądź razie, przystopuj, przystanek dobrze Ci zrobi. Nie musisz mieć wszystkiego od razu, osiąganie celów jest czasochłonne - napij się ze mną herbatki, obgadamy parę spraw.
brak komentarze

Ostatnio we wszelkich mediach nawijam jak szalona, że las to spoko miejsce, coby wybrać się na bezkresną wędrówkę ze swoim psem. To prawda, że jest tam idealnie. Ale jak się do tej wyprawy przygotować i o czym warto pamiętać? Odpowiedź w dzisiejszym wpisie!

⇩ 


Pośród lasowych drzew, krzaczków i innego typu roślinności, można się idealnie odstresować i totalnie wrzucić na luz. Nie wiem, z resztą - jak można denerwować się, kiedy znajdujesz się w tak magicznym miejscu. Trzeba, jednak zwrócić uwagę, że jesteśmy tam tylko gośćmi i musimy zachować się w miarę - powiedzmy, ogarnięcie. Ale to już raczej wiecie, bo ten kto chodził do przedszkola, został najprawdopodobniej w tym temacie obszernie wyszkolony.

Raczej nie trzeba tłumaczyć, że nie ma co dzielić się śmieci z lasem, bo to w sumie wymiana nie warta świecy (świecy albo kiecy - nie pamiętam, ale chyba to pierwsze), bowiem wać pan liściasty nie ma w planach, coby wam się odwdzięczyć. A przynajmniej nie tak, jakbyście sobie tego chcieli. To jest straszne, kiedy szukasz innego wejścia do lasu, gdyż ktoś postanowił sobie zrobić w lesie góry. Śmieciokrzyskie? Nieśmieszne, w żadnym stopniu. Absolutnie. 

Spoko sprawa również, żeby zaplanować sobie mniej więcej trasę wędrówki, albo - jeżeli nie byliście jeszcze w lesie, wraz z waszym podopiecznym  - określić ile kilometrów chcielibyście pokonać, bo zakładam, iż ta jednostka będzie dla was minimalną stawką. Takie coś możecie rozrysować na mapie myśli, czy też waszym BuJowniku, planerze lub dzienniku treningowym i w ogóle - tam gdzie Ci się żywnie podoba, psiarzu.
Taka rozpiska będzie pomocna, ze względu na to, że będziesz miał czarno na białym, ile czego warto zabrać (prawię jakbyś wybierał się na tydzień do lasu). Wiecie, nie warto przeciążać tych naszych biednych, poczciwych kręgosłupów - tym razem gadam niczym stara, niedołężna babcia.

Nie będę wspominać również, że nie warto zrywać kwiatków, a przynajmniej tych, których nigdy przedtem nie widzieliśmy. Tak samo polecam również nie głaskać zwierzątek, aby one was za mocno nie pogłaskały. Taka, przyjacielska rada, psiarzu. Wolę zwyczajnie, abyś tu jeszcze kiedyś wrócił. Nawet Cię lubię. 


Tym razem Peppa wypatruję czegoś w oddali, jednak magiczna aura lasu, ją do owego nie ciągnie. Cud!

No i zanim dotrzesz, do tej zacnej krainy warto zaopatrzyć się w różne rzeczy. Zatem przed państwem...

Nasz leśny must have 

➩ Nerka, saszetka, worek, plecak - cokolwiek, abyśmy mogli zmieścić w nim te wszystkie potrzebne rzeczy, które wspomnę niżej. Ja nie mam dużej nerki (całkowicie akceptuję brzmienie owych słów), ale za to takie rzeczy jak psia butelka z wodą, mogę zawiesić na pasku, który kurczowo trzyma się moich bioder.
➩ Dłuższa smycz lub linka treningowa (moje serce skradła ta). Spuszczanie psa luzem w lesie, grozi mandatem. Ale to już wasza decyzja co zrobicie. Tylko tak ostrzegam, coby nie było. Na końcu wpisu zamieszczam kilka przestróg - opartych na moim doświadczeniu, dlaczego nie warto tego robić, bez względu na wszystko.
➩ Pełna butelka z wodą. Ja raczej biorę tą tylko psią, można ją dorwać za mniej niż dyszkę, w Biedrze, okazyjnie (chodzi mi o taki model jak tu). Warto jednak, na dłuższe tripy zabrać też ten ludzki wariant. Albo nie brać psiego, tylko ludzki i małą, składaną miseczkę. 
➩ Smakołyki. Dużo żarcia. Tutaj mam na myśli trochę psiego, ale ludzkie w sumie też. Jakieś paluszki zawsze na propsie. My bierzemy te przysmaki treningowe, takie malutkie.
➩ Naładowany telefon albo aparat. A to fotkę cyknięcie, a to jakieś Stories na Instagram. Może nawet, co jest w dzisiejszym świecie niedorzeczne i nieprawdopodobne, zgodnie z przeznaczeniem komórki - puścicie komuś sygnał, gdzie jesteście. Można? Można!
Skoro będziecie mieć już to wszystko w waszych pięknych saszetkach, musicie pamiętać coby owe rzeczy dobrze wykorzystać. Nie powinny wam one przede wszystkim ciążyć, a służyć. Z resztą to tylko moja lista, a wasza może być całkiem inna.

Pepin uprawia leżing - pleżing. 

Dlaczego nie warto spuszczać psa w lesie? - historyjka


Nie warto? Sama się o tym przekonałam i przestrzegam. Chociaż jeszcze nie tak dawno sama należałam do teamu, który spuszczał swoje pieski w tym miejscu. Szybko się, jednak przekonałam o swoim błędzie. A raczej uświadomił mnie o tym mój pies.

A było to tak... 

Po raz bodajże drugi w miesięcu wybrałam się do tej krainy drzew, krzaczków i innego zielska, wraz z psem - oczywiście. No i chodziliśmy tak dość długo, jak na nas. W końcu nadszedł czas, coby opuścić to magiczne miejsce i wrócić do wrót naszej chatki. Standardowo piesek niby się słuchający, to czemu by Pepina ze smyczy nie spuścić. No to w sumie biegamy, bo sport to zdrowie, a ja to wielka sportsmenka i wszystkie zawody wygrywam (zwłaszcza, że organizuje je sama i udział biorę tylko ja) i oczywiście biegam szybciej niż mój pies. No to zostało nam dwadzieścia metrów do domku i znowu zaczynamy biec - będziemy szybciej, szybciej wypije herbatkę z cytrynką (ślinka cieknie mi na samą myśl) i w ogóle relaks - marzenia. Biegnę, biegnę - patrzę przed siebie, bowiem tam widzę już zarys budynku i nagle tknęło mnie coś. Spojrzałam w bok, patrzę - mój zacny i nadwymiar inteligentny pies biegnie, wzdłuż pole rzepaku. W zupełnie innym kierunku, niż ma osobowość miała w założeniu. Aha, okej - nie gonię psa (aby nie pomyślał, że to taka zabawa, gdyż wtedy to go nie dogonię - nigdy), jak szalona, coby jak najszybciej przypiąć mu do obroży, smycz - zostaje w miejscu i zaczynam wołać Pepsona, ale ten nagle zaczyna zachowywać się jakby postradał wszystkie zmysły, w tym uszy. Dobra - myślę. To zdecydowanie już czas, kiedy powinnam ruszyć w pościg i postawić psa do pionu. Oczywiście zorientowałam się ułamek sekundy, zbyt późno - jak zawsze. Ale mimo wszystko zaczęłam biec i wołać to dziko pędzące dziecko. Na próżno.

Postanowiłam, jednak minąć dom i ruszyć z zimną krwią, na poszukiwania. Pokonałam długi dystans i w sumie nie dziwię się, że w końcu zaczęto do mnie wydzwaniać, w trosce o me zdrowie i życie.
- Gdzie jesteś? - padło krótkie, telefoniczne pytanie, z ust mojej babci.
- Ano, szukam psa. Uciekł. Kończę. - powiedziałam, chcąc zakończyć rozmowę i szukać Peppy dalej.
- Aha. To dziwne, bo jakieś kilkanaście minut temu, się z nią widziałam. - odparła babcia.
Wyraz mojej twarzy był bezcenny. Wy na moim miejscu śmialibyście się, czy raczej płakali? W sumie spoko, dobrze mieć psa słynącego z takiej inteligencji, a z drugiej - chcę się tego psa wydziedziczyć, dosłownie. W końcu skończyło się na tym, że trochę rozemocjonowana wróciłam do domu, jednocześnie na przemian ciesząc się i wymyślając karę dla psa. Ostatecznie żadnej kary nie było, gdyż pies Pepin (ten pies, słynący z inteligencji i rozwagi) prawdopodobnie nie połapał by się, za co bym ją przydzieliła. Także no, cud miód i orzeszki. 


Odpoczynku ciąg dalszy (czytaj: pies odpoczywa, ty stoisz i czekasz jak jejmość ruszy się z miejsca).

A morał z tego jest taki, że...

Nie warto w każdej dziedzinie dążyć zaufaniem swojego psa. Być może brzmi to nieco wyrodnie, ale taka jest prawda. Ano, bo jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony. Ja za bardzo zaufałam Pepinowi i co? Mam za swoje.

5 powódów, dlaczego nie powinno się spuszczać psa w lesie 

➩ Obecność zwierzyny. Nie chodzi tylko to, że wasz pies może się wystarszyć, ale wasz Pimpek może również spłoszyć zwierzęta, zamieszkujące las.
➩ Mandaty. To chyba najlepsze co może przekonać dzisiejszą ludzkość - niepotrzebne wydatki nigdy nie są powodem poświęceń. A przynajmniej niezbyt często.
➩ Strzelanie do zwierząt. Nie rzadko zdarza się, że w lasach odbywają się polowania. Pierwsza opcja jest taka, że pies może się spłoszyć, albo przy odrobinie nieszczęścia zostać trafiony.
➩ Niedobre jedzonko. Nie trzeba ukrywać, że pies może zjeść jakieś zwłoki (zwierzęce oczywiście!) albo jakąś trutkę, czy też zwyczajnie - grzyba, jakiegoś zabójczego gatunku.
➩ Spotkanie innych ludzi. Ktoś może przestraszyć się waszego, latającego beztrosko Burka. Dziwne, nie? Ba! Jeśli nie będzie cię akurat w pobliżu, ktoś może cię łatwo pieska pozbawić.

I co nieszczęście gotowe? 

Owszem, nie wiem jak kiedyś (mhm, kiedyś - jeszcze tydzień temu) te argumenty do mnie nie przemawiały. Być może dlatego, że nigdy specjalnie temat mnie nie zainteresował. To niebywałe, a jednak są jeszcze na świecie ludzie, którzy mają podobny tok myślenia, jak ja jeszcze nie tak dawno. 

Dmuchanie w to zielsko to smak dzieciństwa...

Żywię jednak nadzieję, że po lekturze tego wpisu wbije wam do główek, to i owo. To jak, misja się powiodła? :)

brak komentarze
Nowsze Posty
Starsze Posty

CZEŚĆ!

CZEŚĆ!
Z tej strony Natalia i Peppa, czyli blogerka, książkoholiczka, miłośniczka fotografii, a przede wszystkim psiara w towarzystwie jej rudego psa. Jesteśmy dowodem, że nawet z kundelkiem da się osiągnąć wiele sukcesów oraz zyskać z niego świetnego kompana do odkrywania tajemnic codziennego życia!

INSTAGRAM

INSTAGRAM

NAJPOPULARNIEJSZE

  • Piszę, bo lubię - blog to nie przykry obowiązek
    Kiedy zakładałam tego oto bloga miałam zamysł, aby był on utrzymany w tematyce psiej - tak właściwie to nigdy bardziej nie zastanawiałam...
  • Październikowe Summa Summarum
    Październik. Z czym kojarzy wam się nazwa tego miesiąca? Wcielając się w pesymistycznego ducha, na myśl przychodzi mi jedynie deszcz, któ...
  • Niechciane szczenięta - jak pozbyć się problemu?
    To był sobotni wieczór. Dość zimny - jedna para skarpet i spodni stanowczo nie radziły sobie z napływem ujemnych temperatur. Wiem to, po...

SZUKAJ

KATEGORIE

#blogowanie #cele #książki #planowanie #podróż z psem #podsumowania #polecajki #porozmawiajmy o... #praktyczny psiarz #problemy peppy #przemyślenia #pytania czytelników #recenzje #summa summarum #wady i zalety

ARCHIWUM

Created with by BeautyTemplates